Marta Ławińska pomaga naturze...

„KREDA”                                       

 

Cała biała, o łagodnym przymilnym spojrzeniu i pełna wdzięku.

Biegnąc, charakterystycznie unosi przednie łapy, to przydaje jej ruchom  elegancji. Pierwszy raz zjawiła się na mojej posesji w dniach Wszystkich Świętych – pewnie ktoś jadąc na cmentarz „ skorzystał ” z oddalonej okolicy i  po prostu wyrzucił ją, a może komuś zaginęła...?

Mój sąsiad Janek, mówił, że biegała  po Adamowie.  Widziano ją też w Mielniku.

Nieprawdopodobnie wychudzona i szczenna – to było widać na pierwszy rzut oka.  Trzymała się w bezpiecznej odległości, ale mnie obserwowała.

Kiedy się oddalałam, pracowicie wylizywała miejsce, gdzie stały miski z jedzeniem moich psów. Była głodna i zmęczona.

Którejś nocy zaskoczyłam ją jak spała na wycieraczce przed wejściem – zwinięta w kłębuszek. 

Umościłam jej  posłanie w sionce, które zarekwirowała natychmiast, jak tylko zniknęłam w chacie. Potem wyniosłam jej miskę ciepłej kaszy z mięsem – zmniejszyłam po prostu porcje Wilki i Bema. 

,,Tu te partage, ou on creuve,,  Dziel się, albo zginiemy.

Postawiłam miskę - rzuciła się na jedzenie.

Tak oto znów mam trzy pary pięknych spojrzeń, 12 łap i trzy ( dorosłe ) żołądki  do wykarmienia – szczenna przybłęda, i moje dwa domowniki; Wilka i Bemo, a ile będzie tych malutkich, jeszcze w jej brzuchu …?.

Zadzwoniłam do mego Przyjaciela i zwierzyłam się z ,,nowego kłopotu,,

Odpowiedział – zwierzęta wiedzą gdzie szukać pomocy – jakoś sobie poradzisz, jak zwykle. 

10 listopada w sobotę pojechałam  do Białegostoku na Marsz Niepodległości, aby na Cmentarzu Wojskowym zarecytować fr. wiersza J. Tuwima ,, Modlitwa ,, - ( jakże ciągle aktualny ) ,,..lecz nade wszystko słowom naszym, zmienionym chytrze przez krętaczy -  jedyność przywróć i prawdziwość niech prawo zawsze prawo znaczy,a  sprawiedliwość, sprawiedliwość”.

Wracałam z lekkim niepokojem – jak też tam one sobie poradziły ..?

Wysiadając na podwórku z samochodu, zobaczyłam trzy istoty w jak najlepszej komitywie, radośnie merdające ogonami i szczekające, jak szalone na mój widok, bez cienia agresji.

Mimo zmęczenia, najpierw im dałam jeść – sama nie byłam głodna;

grono wspaniałych przyjaciół w Białymstoku zadbało o mnie z  troską i delikatnością. Przyznaję, że kiedy jest mi czasami trudno,  to natychmiast myślę o nich – z Białegostoku, i o tych z Mielnika, i o tych z Mętnej. Grono wspaniałych ludzi. To ,,dzięki,, trudnościom, w jakich się znalazłam  jakiś czas temu poznałam PRZYJACIÓŁ - a nie każdemu jest dane takie wyróżnienie przez los.

Zmęczona podróżą i w ogóle …, poszłam spać. Zwróciłam tylko uwagę

na „Białej Przybłędy” oczy – one mnie o coś prosiły, błagały wręcz.

Nad ranem zajrzałam do sionki, suki nie było na posłaniu.

Wyszłam po wodę do studni - zjawiła się;  cały lewy bok zakrwawiony. W pierwszej chwili przestraszyłam się, ale pomyślałam – pewnie oszczeniła się. Zapytałam, no..., gdzie masz dzieci …?

Zamerdała ogonem i poprowadziła śmiało i prosto do „gniazda”

Spod sterty starych sztachet, opartych o ścianę obórki na sąsiadującej z moja posesją – ( chwilowo niezamieszkałej ), usłyszałam - jakże dobrze mi znane popiskiwanie.

Urodziła maleństwa w nocy 11 listopada, w niedzielę, 2012r.

Nic nie mogłam dojrzeć, bo były w głębi i bez możliwości dojścia.

Pierwsza myśl – idą  chłody, zima. Co robić..?

Teraz trzeba je zostawić w spokoju, a ją nakarmić i napoić. Jeżeli zaakceptuje krowie mleko, dam jej ciepłego mleka.

Bałam się jednak odpowiedzialności. To już druga suka zjawia się

na mojej posesji i też szczenna..., i też najpierw wałęsająca się po pobliskim lesie – polując na biedne sarny, a ze wsi przeganiana.   Zamieściłam jej  historię i zdjęcia na stronie mojej fundacji, Engram, w zakładce OTOCZENIE i dałam imię „Brąza” - ( podobno jej brata, identycznej maści, ktoś przygarnął na Sokólu – miejscowość sąsiadująca z naszym terenem.

Tej suce – na własny użytek dałam imię „Kreda”, a szczenięta nazwałam „Listopadki” - jako, że urodziły się w dniu 11 Listopada - Dzień Rocznicy Niepodległości.

Tak, czy inaczej „problem” do rozwiązania jest !

Trzeciej nocy – nad ranem, z 13/14 listopada, usłyszałam pisk szczeniąt. Wyskoczyłam z chaty przerażona i w świetle latarki zobaczyłam, jak targa maleństwo w kierunku mojej starej stodoły. Tam w wygrzebanym w zasieku dołku już coś popiskiwało. 

Było mi zimno i chciało mi się płakać. Nie wiem dlaczego..?

Wróciłyśmy do „gniazda” pod sztachetami – po resztę przychówku. Ona wczołgiwała się, wyciągała następne i z totalnym zaufaniem kładła  przy mnie. Zanosiłam je do stodoły, kiedy wracałam, już czekało następne.  Jezu, a ile tego jest …?

Zaczęło świtać - można było coś dojrzeć. Zaczęłam odwalać sztachety, żeby szybciej zakończyć całą „operację przeprowadzki”  i to co zobaczyłam wzruszyło mnie do łez.

Wygrzebany w ziemi dołek, a pod szczeniętami i wokół, naznoszone: papierki, torebki plastikowe, jakieś szmatki, kawałki styropianu …

Zrobiła co mogła i najlepiej, jak umiała, żeby zabezpieczyć przed chłodem swoje dzieci.

Było ich 8 sztuk!

Kiedy „przeprowadzka” została zakończona, podścieliłam im jakiś stary koc - suka natychmiast go umościła po swojemu i przystąpiła do karmienia. „Robaczki – listopadki „ przylgnęły do brzucha matki, w idealnym porządku; sutek dla wszystkich starczało, a nawet dwa „zapasowe” - były wolne.

Pomyślałam, że muszę poprosić Janka  - mego sąsiada, o zwrot plastikowej klatki, w której kiedyś podróżowały samolotem moje psy, a którą, pożyczyłam dla jego kurcząt.

Przyniósł mi ją bardzo szybko – czyściutko wyszorowaną i jeszcze snopek słomy.

Znowu przeprowadzka, ale już po kilku dniach obie stwierdziłyśmy,

że ta klatka jest i zimna i za mała.

Wyjściem idealnym byłaby jedna z dwu – dużych ocieplanych klatek moich psów – Wilki i Bema.

Wilka z niej nie korzystała, chyba że …,  jak coś spsociła – zaszywała się  w niej głęboko;  wiedziała, że TAM nawet krzyczeć na nią nie można.

Ale, jak przenieść tę ciężką – z drzewa i ocieploną grubym styropianem klatę do stodoły. Sama nie poradzę.  Sąsiad z naprzeciwka, Jurek – nie zdarzyło mi się jeszcze, aby odmówił jakiejkolwiek pomocy, ale wiem, że miał mały  problem ze zdrowiem, więc nawet go nie poproszę, aby nie narażać.

Zadzwoniłam do Zakł. Gosp. Komunalnej Gminy, do dyrektora.

Bez problemu przysłał natychmiast trzech  pracowników - akurat pracujących w pobliżu.

Listopadki i ich mama są zabezpieczone przed zimnem i na razie mają

co jeść. Martwi mnie tylko jej kaszel – coraz silniejszy.

Dzisiaj - 27 grudnia - „Listopadki”  mają już 7 tygodni.  Muszę szukać im stałych rodzinnych domów.

Proszę mi pomóc znaleźć  PRAWDZIWE DOMY –

schroniska nie są, jak się okazuje najszczęśliwszym miejscem.

Liczę na ich i moje szczęście !

Wiem, że istnieją ludzie wrażliwi i rozumiejący -  posiadający warunki dla tych pięknych czworonogich Przyjaciół.

To im i tym mniej wrażliwym - też, przesyłam jedną z najpiękniejszych poetyckich refleksji, o psiej duszy. 

Autorką jest Pani -  Barbara Borzymowska. ( Mam nadzieję, że nie będzie miała mi za złe publikacji ).

M. Ł.

Mętna- / Podlasie/  27 grudzień 2012r.                                             

 

Psia Dusza

To tylko pies, tak mówisz, tylko pies...

A ja ci powiem

Że pies to czasem więcej jest niż człowiek

On nie ma duszy mówisz...

Popatrz jeszcze raz

Psia dusza większa jest od psa

 

My, my dusze kieszonkowe

Maleńka dusza, wielki człowiek

Psia dusza, się nie mieści w psie

I kiedy się uśmiechasz do niej

Ona się huśta na ogonie

A kiedy się pożegnać trzeba

I psu czas iść do psiego nieba

To nie daleko pies wyrusza

Przecież przy tobie jest psie niebo

Z tobą zostaje jego dusza.

                                  Barbara Borzymowska

 

/ Źródło: pl.wikipedia.org /

 

Znana polska aktorka współpracująca z Impresariatem Muzycznym Pro Art oraz Stowarzyszeniem Musica Sacra przysłała list z prośbą o pomoc małych pieskom, które czekają na dobrych ludzi. Zachęcamy nie tylko do zapoznania się z listem, ale do szukania domów dla szczeniaków. 

Spod sterty starych sztachet, opartych o ścianę obórki na sąsiadującej z moja posesją – ( chwilowo niezamieszkałej ), usłyszałam - jakże dobrze mi znane popiskiwanie. Urodziła maleństwa w nocy 11 listopada, w niedzielę, 2012r. Nic nie mogłam dojrzeć, bo były w głębi i bez możliwości dojścia. Pierwsza myśl – idą  chłody, zima. Co robić..?